Za każdym razem, kiedy płaczę przez faceta, czując się jak ostatnia frajerka, wmawiam sobie, że to ostatni raz.
Są sytuacje, w których nie pomoże butelka wina, ani regularnie zażywana witamina D. Są momenty, w których wszystko, w co wierzysz, rozsypuje się na pół. Okazało się, że nas również nie mogło to ominąć.
Odkąd z Wiktorem wróciliśmy do siebie, byłam znów najszczęśliwszą kobietą na Ziemi. Nie trapiła mnie praca i nadgodziny, niesforne włosy i złamany paznokieć. Generalnie nie robiłam z pierdół afery, jak to się zdarza, gdy życie zawodzi w jednym z głównych jego aspektów. Do czasu.
Dzień był upalny, jak na początki kwietnia. Temperatura sięgała 25 stopni, a na niebie spokojnie dryfowało kilka śnieżnobiałych, puchatych chmurek. Na drzewach można było dostrzec pierwsze pąki, a z ziemi wyrastały żółte i fioletowe krokusy.
Wiktor przywitał mnie lekko rozczochrany, w swojej ulubionej koszulce ze Spongebobem. Był lekko zaspany i uroczo drapał się po tyle głowy.
– Popołudniowa drzemka? – zapytałam wieszając mu ręce na szyi.
Pachniał jak wiosna, kwiaty, mężczyzna i seks. Miałam ochotę pożegnać Spongeboba rozrywając na nim koszulkę oburącz, ale wiedziałam, jak bardzo ją lubi.
Wtuleni udaliśmy się do salonu, kiedy Wiktor powiedział:
– Poznaj Misiosława – w rękach trzymał pluszowego misia wielkości siedmioletniego dziecka.
– To dla mnie? – Ucieszyłam się skacząc przed nim jak dziecko. Moja kwiecista sukienka zakołysała w rytm moich podskoków, unosząc się i opadając, pokazując i zakrywając na zmianę moje jędrne uda.
– Nie Kotek, to dla Beaty, mojej byłej, mówiłem ci przecież że idę się z nią spotkać.
Sukienka opadła swobodnie. Grawitacja przyciągała materiał i mnie, wbijając nas z osłupieniem w ziemię.
– Co? – Nie wiem nawet, czy krzyknęłam, czy powiedziałam to swobodnie. Hanka straciła z pola widzenia cały salon, widząc tylko oczy Wiktora, które w jednym momencie stały się dla niej obce. Spojrzała na jego dłonie – nie znała ich. Spojrzała na usta wydęte w zdziwieniu i lekko drgające palce u prawej stopy.
– Oj Kotek, przecież mówiłem, że urodziła dziecko, idę je obejrzeć.
– A przepraszam, od kiedy ogląda się dzieci? To jakaś nowa sztuka? Pollock, da Vinci, Picasso? Wstęp biletowany, czy mogę iść z tobą? Honorują MasterCard?
– Nie bądź ironiczna. Nie rozumiem jak możesz tak mówić. Zawsze ceniłem twoje dojrzałe podejście do moich relacji z Beatą, co się niby zmieniło?
Myślałam, że uderzę go w twarz. Nie wiedziałam, czy żartuje, czy jest tak głupi – Przecież to dziecko ma dwa miesiące, nie wmówisz mi, że obchodzi je rozmiar jakiegoś jebanego misia. Trzeba było mu niczego nie dawać, albo dać grzechotkę – teraz mówiłam już na pewno spokojnym tonem. Wiem to, bo chciałam krzyczeć, ale zapanowałam nad głosem jak oscarowa aktorka.
– Grzechotkę? Jak by to wyglądało? – Wiktor chyba naprawdę nie rozumiał całego zajścia.
Nie wydawał mi się seksowny w żadnym centymetrze swojego ciała. Jego mina była głupia, ubranie śmieszne, a z tym miśkiem w rękach wyglądał idiotycznie.
– Po pierwsze, skoro nie mogłeś kupić dwumiesięcznemu dziecku grzechotki, tylko ogromnego misia, to nie wmówisz mi, że myślałaś o nim, a nie o tym, co pomyśli jego mama. I szczerze nie obchodzi mnie, czy to miś, najnowsze Ferrari czy smoczek z Tesco. Boli mnie to, że kiedy ja jechałam do ciebie, myśląc o tobie, strojąc się dla ciebie, malując się dla ciebie i tęskniąc za tobą, ty myślałeś o innej kobiecie i o tym, aby spełnić jej oczekiwania, aby jej nie zawieść. I gwoli wyjaśnienia, nie jestem zazdrosna o nią, o tego jej bachora ani o tego jebanego misia. Jestem zazdrosna o emocje, którymi wypełniłeś swoje działania na rzecz drugiej kobiety. O uczucia, które pojawiły się w tobie, kiedy pakowałeś do samochodu to wielkie coś. Jestem zazdrosna o to, że wymyśliłeś w głowie wspaniałą hecę, która rozbawi tylko ciebie i Beatę, ponieważ jest to heca, którą każdy inny człowiek będzie miał w dupie, bo go to nie dotyczy. I wreszcie jestem zazdrosna o to, że heca ta, nie dotyczy mnie i dotyczyć nigdy nie będzie, bo ja nigdy nie wywołam w tobie tych emocji, bo nigdy nie zaproszę cię do mojego mieszkania, żebyś oglądał jakieś niemowlę.
Zaczął padać deszcz. I pada nadal.